Po ceremonii powitania nowożeńców na sali, kiedy odkładałem mikrofon, poczułem szarpanie za marynarkę. Tuż obok mnie stał gość weselny płci męskiej o indiańskiej urodzie. Choć sprawiał wrażenie przybysza z Peru to jednak pochodził z centralnej Polski. Na jego twarzy mieniły się wszystkie odcienie purpury, widać było, że melanż nie jest mu obcy. „Chodź pomaluj mój świat, zagraj teraz” - wymamrotał. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że był to moment składania przez gości życzeń młodej parze na sali… Grzecznie odpowiedziałem „proszę pana jeszcze przyjdzie pora na zabawę, przed nami obiad, deser, pierwszy taniec” i... nastała chwila grozy. Zdając sobie sprawę, że nie będzie łatwo, uśmiechnąłem się po nosem. Zirytowany Alejandro (tak chyba powinno brzmieć jego imię po peruwiańsku) wydusił z siebie „co taniec, jaki taniec? zagraj, bo nikt nie tańczy, zagraj ci mówię, bo bo bo… głowę ci urwę jak nie zagrasz”. Na szczęście nie urwał i wesele trwało do białego rana ;-)
Z pozdrowieniem DJ Tomsky
Tomasz Słupski